Miasto Aniołów z naszej perspektywy.

Podobno można pokochać, albo znienawidzić. Za rogiem widzisz tłum bezdomnych, kilometr dalej domy tak okazałe, że nawet ci się nie śniło, że to możliwe.

Los Angeles jest ogromne. Bez samochodu będzie wam ciężko zobaczyć to, o czym marzyliście całe życie. W LA znajdują się miejsce, które od dziecka oglądaliście w telewizji. Warto zatem rozsądnie podejść do tematu i zainstalować się w samym LA. Odległości są wielkie, korki jeszcze większe. Kraków, który przemierzam codziennie to pestka w porównaniu z tym co dzieje się w LA. Mimo to wszyscy jeżdżą samochodami. Autostrady są imponujące. Warto wspomnieć, że jeśli w samochodzie jedzie więcej niż jedna osoba, do dyspozycji będziemy mieć specjalnie wydzielony pas. Amerykanie to mistrzowie marnowania. Wielkie auta palące miliony litrów paliwa i jeden człowiek w żółwim tempie posuwający się po jednym z sześciu pasów. Los Angeles jest brudne. No jest, jest też smog. Ale ma w sobie to coś.

Co zobaczyliśmy w ciągu 3ech dni? Muzeów nie brakuje, niemniej jednak my nie lubimy takiej formy zwiedzania. Zazwyczaj w bardzo wolnym tempie stapiamy się z otoczeniem i obserwujemy..

Griffith Observatory - dla mnie to kwintesencja LA. Niezapomniany widok na całe miasto oraz znak Hollywood. Klimatyczne miejsce, skąd możesz iść na kilkukilometrowy "hike", możesz też wejść do środka i dowiedzieć się więcej o planetach i gwiazdach. Wstęp i parking FREE !
     źródło: https://www.lonelyplanet.com/usa/los-angeles


Znak Hollywood - po więcej odsyłam tu. Do samego znaku nie dojedziecie, możecie dojść na nogach dość bliski. Warto zrobić fotkę. Znak jest stary, bardzo stary. But who cares?

Malibu! Boskie Malibu.. i te zachody słońca, pyszna rybka w przydrożnej knajpie z widokiem na ocean. Zdecydowanie to jest TO. Polecamy szczególnie miejsce polecone nam przez "lokalsów" -> The Reel Inn . Pyszne lokalne produkty i przystępne ceny. No i piwo całkiem dobre..


Hollywood Walk of Fame - to nie jest miejsce gdzie zobaczycie celebrytów. Prędzej bezdomnego z wielkim psem. Serio. Hollywood to nie jest eldorado. Niemniej jednak są pewne rzeczy które trzeba zobaczyć.

Venice Beach! Must see. Szeroka plaża z ogromnym, wielokilometrowym deptakiem. Artyści, muzycy, dziwacy, muskularni panowie w Muscle Beach, surferzy i ciepły ocean. Uwielbiam to miejsce. Niestety nie spotkałam nikogo ze Słonecznego Patrolu. Buu.




Spędziliśmy w aucie pewnie 1/3 całego czasu. Parkowanie zajmowało nam czasami godzinę. W Stanach niektóre ulice danego dnia są wyłączone z ruchu, na innych nie możesz stawać w godzinach nocnych i tak dalej. Jeździliśmy także bez celu. Szczególnie nocą. Ciepła zupa w kubeczku z Walgreens i w drogę. Obserwowaliśmy monstrualne podjazdy prowadzące do przepięknych, ogromnych posiadłości. Oglądaliśmy wysokie downtown z bliska, co chwile zatrzymując się " patrz to było w XYZ filmie!"

Gdzie mieszkaliśmy? W samym Hollywood. Było wspaniale. Stary, klimatyczny budynek (ten niżej), mały apartament z Airbnb i widok na ZNAK. Za 4 noce zapłaciliśmy bodajże 1400 zł. Rezerwacja nastąpiła odpowiednio wcześniej, wybraliśmy taki apartament, który miał dużo dobrych opinii.




Ja pokochałam LA. Mimo, że nie brakuje niebezpiecznych dzielnic, bezdomnych i brudu. Dużo zależy od podejścia z jakim jedziecie i oczekiwaniami jakie macie.

  

0 komentarze :

Prześlij komentarz

 

Łączna liczba wyświetleń

Popularne posty

Obserwatorzy